Za Lemem po Lwowie

Lem i Lwów - kamienica, w której się urodził. Fot. Wikimedia.pl

W oknie restauracji przy ulicy Szewczenki, przed wojną ulicy Akademickiej, do której wpadam przy okazji każdego niemal pobytu we Lwowie, być może już zawsze będę dostrzegać cień twarzy chłopca, którego imieniem nazwano jedną z planetoid. Jak zaczarowany wpatruje się w marcepanowe i migdałowe dziwy spod ręki mistrza Zalewskiego, najsłynniejszego przed stu laty cukiernika. Tę podróż w czasie i to wzruszenie zawdzięczam Annie Gordijewskiej i Mariuszowi Olbromskiemu, autorom książki „Lwów Stanisława Lema”. „Tamten świat był mi dany jak ziemia, jak coś, co stanowi ostateczne, trwałe ugruntowanie wszystkiego”, powiedział 80-letni Stanisław Lem…

W Bieszczadach straciła troje dzieci. Jej historia wraca z książką „Hylaty”

Na początku jest tak, jak powinno być w porządnej baśni – dzielna mama ucieka wraz z dziećmi z kraju pustoszonego przez potwory. Chcą dotrzeć do pięknej i dostatniej krainy. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami. Podróż, choć pełna niebezpieczeństw, w bajce miałaby szczęśliwe zakończenie. W tej historii jest inaczej. Nie ma wróżek, przewodnikami są złe trolle. Droga wiedzie przez ciemny i mroźny las, a za wolność trzeba zapłacić najwyższą cenę. „Hylaty” to książka oparta na faktach i to jest w niej najsmutniejsze.