Na początku jest tak, jak powinno być w porządnej baśni – dzielna mama ucieka wraz z dziećmi z kraju pustoszonego przez potwory. Chcą dotrzeć do pięknej i dostatniej krainy. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami. Podróż, choć pełna niebezpieczeństw, w bajce miałaby szczęśliwe zakończenie. W tej historii jest inaczej. Nie ma wróżek, przewodnikami są złe trolle. Droga wiedzie przez ciemny i mroźny las, a za wolność trzeba zapłacić najwyższą cenę. „Hylaty” to książka oparta na faktach i to jest w niej najsmutniejsze.
W 2007 roku to była naprawdę głośna sprawa. Czeczenka Kamisa Dżamaldinow próbując pokonać zieloną granicę i przedostać się z Ukrainy przez Polskę do Słowacji straciła trzy córki. Dziewczynki w wieku od 6 do 13 lat po czterech dniach błądzenia zmarły z zimna i zmęczenia, w lesie, zanim matka z czwartym z dzieci, 2,5-letnim chłopcem zdołała znaleźć pomoc. „Serce pękło mi trzy razy”, powiedziała dziennikarzowi, który opisał jak kolejno odchodziły jej dzieci. Pogranicznicy, którzy znaleźli ciała dzieci w okolicy Przełęczy Bukowskiej, nie mogli powstrzymać łez.
Ten właśnie dramat Jola Jarecka, pisarka i poetka, zamknęła w książce pt. „Hylaty”. Hylaty to potok. Spacer jego doliną z Zatwarnicy do Dwernika jest popularnym szlakiem turystycznym, którego główną atrakcją jest wodospad Szepit. W tamtych okolicach rozgrywa się właśnie akcja książkowej opowieści. To miejsce bliskie Joli Jareckiej, tu zamieszkała i prowadzi kino studyjne o wdzięcznej nazwie „Końkret”. To jedno z wielu magicznych, bieszczadzkich miejsc. Kojarzące się z wolnością, niepokorą, życiem po swojemu. W Bieszczadach, jeśli wpada się tu na wakacje czy ferie, o różnych porach roku, by pochodzić po górach, popatrzeć na połoniny, często ma się to wrażenie, że to kraj jakiejś szczególnej swobody, matecznik osobowości dużego formatu. Rzucić dotychczasowe życie i pojechać w Bieszczady… Jak dawne zakapiory, Majster Bieda i cały korowód buntowników.
Bieszczady w książce Joli Jareckiej bardziej kojarzą się jednak z serialem „Wataha” niż konkursem harcerskich piosenek w Wołosatem. Jej bohaterowie to nie tylko uciekinierka z kraju ogarniętego wojną – Hala (jak nazywa się bohaterka inspirowana postacią tamtej znanej z gazet Kamisy). Ale także inne, równie smutne postaci – pogranicznik Jurek, który nie może pogodzić się z odejściem żony, Hanka ciężko pracująca na utrzymanie domu, jej wiecznie pijany mąż Stefan i chory na serce syn Jasio. Wszyscy dźwigają w sercach swoje zmartwienia. A ich losy w pewien sposób splączą się z tragiczną drogą Hali i jej dzieci ku wolności.
Wszyscy bohaterowie mają imiona zmyślone. Historia Czeczenki nie jest jakimś wiernym reportażem o prawdziwych zdarzeniach. Została poddana literackim zabiegom, pisarskiej wyobraźni. Akcja trwa tyle co podróż Hali. Napisany z werwą i zgrabnymi dialogami „Hylaty”, wciąga czytelnika, nawet tego, który spodziewa się, jakie będzie zakończenie. Bo to, co się dzieje pomiędzy, także jest ważne.
Jola Jarecka, „Hylaty”, Wydawnictwo Libra PL, Rzeszów 2017.